A było to tak: rok temu zaczęłam studia, jakieś zajęcia mniej czy bardziej ciekawe; w grudniu rozpoczęło się dłubanie pracy - czyt. wyłuskiwanie z ogromu literatury Tego, Co Potrzebne (a, wierzcie mi, trudno ocenić, co jest potrzebne, kiedy się ledwo liznęło temat); a dziś nastąpił Wielki Finał: obrona.
Nie wiedziałam, jak się ubrać - czy 'galowo' czy po prostu ładnie i postawiłam na opcję nr 2, pamiętając kreacje koleżanek z roku. No i błąd, błąd. Wparowałam do sali w czarnej, oł